Indie – wyższy poziom biurokracji

Indie – wyższy poziom biurokracji

W dobie dynamicznego rozwoju indyjskiej gospodarki, otwieraniu się na zagranicznych inwestorów oraz rosnących wymagań zakupowych i siły nabywczej tej nieoficjalnie największej na świecie populacji, wiele firm marzy o wejściu na tamtejszy rynek. Mimo wielu zalet prowadzania biznesu w Indiach, są niestety też jego wady. Największą z nich jest indyjska biurokracja.

Z przerośniętą i źle zorganizowaną biurokracją indyjską możemy spotkać się już przy pierwszym kontakcie z administracją tego kraju, czyli podczas aplikowania o indyjską wizę. W Polsce czas oczekiwania na wizę (nawet turystyczną) do niedawna wynosił aż 14 dni roboczych. Jest to jeden z najdłuższych okresów ze wszystkich możliwych wiz – a jest to wersja optymistyczna. Z reguły okazuje się, że brakuje jakiegoś dokumentu lub podpis jest nie w tym miejscu w którym być powinien. Często zdarza się, że indyjscy urzędnicy nawet nie poinformują nas o nieprawidłowościach na czas co może grozić utratą biletu lotniczego, ponieważ bilet z datą trzeba przedłożyć wraz z wnioskiem aplikacyjnym.

Gdy już uda nam się wjechać do Indii, wszystkie wizy ważne ponad pół roku wymagają rejestracji w biurze rejestracyjnym obcokrajowców (Foreign Regional Registration Office). Urząd ten jest jednym z najgorszych urzędów w Indiach pod praktycznie każdym względem (na podstawie doświadczeń z Zachodniego Bengalu). Wchodząc do niego da się odczuć bardzo senną atmosferę. Urzędnicy bezczynnie siedzą ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt lub po prostu ucinają sobie drzemkę w godzinach pracy. Mimo tego, że oczekujących na rejestrację obcokrajowców jest pełna sala, urzędnicy przez większość czasu z czystego lenistwa ich nie obsługują. Gdy już uda się podejść do otępiałego urzędnika, będzie on bardzo powoli oglądał dokumenty po czym w 90% przypadków powie, że jednak jakiegoś papierka brakuje i poprosi o przyjście dnia następnego. Zdarzają się sytuacje, że rejestrację, której teoretycznie powinno się dokonać w ciągu jednej wizyty, dokonuje się po kilkunastu spotkaniach z urzędnikami. Dodam, że każda z tych wizyt to kilka dobrych godzin spędzonych w urzędzie plus dojazd przez zakorkowane indyjskie miasto. Jednym z przykładów irracjonalnych praktyk w tej instytucji, jest konieczność wpisywania w specjalny dokument wszystkich numerów seryjnych kilkudziesięciu banknotów, którymi opłaca się koszty wydania lub przedłużenia wizy.

Generalnie wszystkie indyjskie urzędy wyglądają bardzo podobnie. Są to ogromne, zaniedbane budynki z wielką ilością korytarzy zabrudzonych czerwonymi plamami (od przeżutego przez Indusów tytoniu), po których tłoczą się chmary urzędników. W pomieszczaniach poustawiane są drewniane, podstarzałe biurka oraz regały, na których piętrzą się stosy pożółkłych dokumentów nie tkniętych od lat i porozrzucanych w kompletnym nieładzie. Rzadko urzędnicy mają do dyspozycji komputery – można mieć wątpliwości czy cokolwiek się tam zmieniło w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat.

W sytuacji, gdy wiele państw na świecie ma ze sobą umowy o wolnym handlu, Indie nie potrafią zawrzeć takiej umowy nawet na terenie własnego kraju. Kraj jest podzielony na 29 stanów i sporym kłopotem jest wymiana handlowa między nimi. Biurokracja celna na granicach stanów jest powodem tego, iż długodystansowe ciężarówki są zaparkowane przez 60% czasu transportu, co bardzo spowalnia wewnętrzny handel. Sprowadzając dowolny towar z sąsiedniego stanu wymagany jest dokument zwany “Way bill” – musi on być wydany przed rozpoczęciem transportu i dostarczony kierowcy ciężarówki. Procedura jego otrzymania jest dość skomplikowana i czasochłonna, ponieważ jeśli towar jest przeznaczony do odsprzedania, podatek sprzedażowy (“Sales tax”) musi być zapłacony z góry, aby rząd stanowy miał gwarancję, że w ogóle będzie zapłacony. W wypadku, gdy towar nie jest przeznaczony do dalszej odsprzedaży, rząd zabezpiecza się poprzez zablokowanie na koncie bankowym importującego sumy odpowiadającej należnemu podatkowi sprzedażowemu (przy ewentualnej odsprzedaży). Blokowanie następuje poprzez dokument, który wydaje bank importującego tzw. “Bank Guarantee”. Odblokowanie dokumentu następuje dopiero po trzech miesiącach i urzędniczej kontroli potwierdzającej, że towar faktycznie nie został sprzedany. Otrzymanie BG wymaga również wielu formalności, kilku wizyt w banku oraz przynajmniej dwóch tygodni. Po otrzymaniu dokumentu należy go zanieść do urzędu podatkowego, opłacić kliku procentowy podatek akcyzowy, który jest wymagany przy każdym imporcie z innego stanu, wypełnić wiele długich dokumentów i złożyć wniosek o “Way bill”. Przy kolejnej już ostatniej wizycie w urzędzie w celu odbioru dokumentu w większości przypadków w ustronnym miejscu zostanie się poproszonym o drobną łapówkę dla urzędnika za przeprowadzenie całego procesu. Podsumowując, proces gromadzenia dokumentów potrzebnych przy kupowaniu towaru z innego indyjskiego stanu może trwać ponad trzy tygodnie. Oficjalnie transport drogowy między dużymi miastami trwa około pięciu dni jednak w praktyce może się to wydłużyć do kilku tygodni z uwagi na przetrzymywanie pojazdów na granicach stanów i sprawdzanie dokumentów i towaru. Powoduje to, że od czasu decyzji o zakupie towaru do fizycznego go otrzymania może minąć ponad sześć tygodni.

Niestety zbyt rozdmuchana biurokracja nie jest tylko domeną sektora publicznego – dotknęła ona również sektor prywatny. W celu otrzymania wspomnianej “Bank Guarantee” od własnego banku, należy wypełnić stos dokumentów. Na niektórych dokumentach należy złożyć sześć podpisów na jednej stronie (w każdym rogu kartki plus po bokach). Jeśli któregoś z nich brakuje, dokument może zostać zatrzymany podczas weryfikacji i wymagana będzie kolejna wizyta w banku.

Podobna sytuacja dotyczy operatorów telekomunikacyjnych, ponieważ w celu zakupienia zwykłej karty sim w systemie pre-paid należy złożyć wniosek ze zdjęciem. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda podczas podpisywania umowy abonamentowej na kilka numerów między firmą a operatorem. Właściciel firmy poza podpisaniem wielu dokumentów w wielu miejscach, musi przedłożyć kopie lub oryginały takich dokumentów jak np. umowa najmu mieszkania. Ta sama procedura występuje przy dokupowaniu dodatkowego numeru na to samo konto – mimo, że wszystkie dokumenty zostały już wcześniej złożone.

Przykłady przerośniętej biurokracji w Indiach można mnożyć. Skutecznie utrudniają one działanie zagranicznym inwestorom oraz są przyczyną korupcji. Nowo wybrany premier Indii – Narendra Modi – obiecał postawić za swój priorytet ograniczenie biurokracji i stworzyć lepszy klimat dla inwestorów, co udało mu się w zarządzanym wcześniej przez niego stanie Gujarat. Niestety ostatnie wiadomości prasowe o powołaniu w Indiach Ministra do Spraw Jogi nie napawają optymizmem, że w temacie biurokracji coś się polepszy.

Dodaj komentarz