Zbliża się wieczór, gdy przejeżdżamy przez most zawieszony na rzeką. Widok prezentuje się naprawdę dumnie. Średniowieczna katedra jest osadzona na wysokiej skarpie położonej nad Wisłą, której szerokość w tym miejscu biegu jest wyjątkowo imponująca, ponieważ przekracza 600 metrów. Słońce chyli się ku horyzontowi, rzucając złotą poświatę na każdy najdrobniejszy szczegół jaki jestem w stanie dostrzec. Lekko się uśmiecham zawsze na ten widok trochę z sentymentu, bo rodzinne miasta już tak mają. Miasto rodzinne tworzy tę szczególną więź, plączącą oddanie i sympatię, z zawodem, rozczarowaniem. Urodzenie i wychowanie w tym, a nie innym miejscu na ziemi wiąże człowieka nierozerwalnymi więzami na całe życie czy tego chce, czy nie, a powroty zawsze mają słodko-gorzki smak.
Na głównym deptaku: Ulica Tumska
Powroty w rodzinne strony są zawsze sentymentalne. I nie zawsze łatwe. Bolą zaniedbania. Pamiętam z okresu dzieciństwa Płock tętniący życiem. Ulica Tumska pulsowała od ludzi wracających z pracy. Po obu stronach było pełno sklepów. Trochę trzeba było się nachodzić, żeby kupić sobie buty, kurtkę, czy cokolwiek innego. Dramat się zaczynał, gdy jednak najbardziej do gustu przypadła ta rzecz mierzona w pierwszym sklepie. Trzeba było czasem spory kawałek się wracać.
Teraz Tumska świeci pustkami, a sklepy przeniosły się do galerii handlowych. Dawniej najważniejsza ulica miasta zmieniła się. Czasem hula po niej tylko wiatr. Ożywa raz na jakiś czas. W szczególności w okresie Jarmarku Tumskiego. Wówczas przywdziewa strojne szaty i kusi mieszkańców oraz przyjezdnych największym jarmarkiem staroci jaki widziałam. Podczas jednej z jego edycji kupiliśmy urocze dwa obrazy olejne, malowane przez Jana Bebmenistę – Płocczanina, który przeniósł się do Chorzowa.
Niestety wśród wielu ciekawych stoisk znajdują się też tandeciarze. Trochę mnie to irytuje. W okolicy są przecież artyści. Tacy lokalni z krwi i kości. Tacy, którzy tworzą dzieła niezwykłe, choć proste. Oryginale i takie widziane ich oczyma. Wiem, że są. Widziałam magazyny Spichlerza – części Muzeum Mazowieckiego wystawiającej sztukę ludową. Nie pamiętam nazwisk artystów, ale w pamięć zapadły mi ich dzieła. Cudowne szopki ciosane z drewna i prymitywne figurki ptaszków z drucianymi nóżkami, których nikt już nigdzie w ten sposób nie robi. Z drugiej strony może za dużo oczekuję. Jarmark przecież od zawsze był elementem rozrywki, a nie sztuki i jako taki spełnia swoją rolę w 100%. Jest hucznie, jest kolorowo, jest wesoło.
Ulica Tumska w Płocku Odnowione kino „Przedwiośnie” jest charakterystycznym punktem ulicy Tumskiej
Drugim okresem, gdy ulica Tumska ożywa jest festiwal muzyki elektronicznej w Płocku Audioriver, który zyskał już renomę i z każdym rokiem pojawiają się coraz ciekawsi artyści oraz niezmiennie pełno osób. W innym moim poście pisałam jak powstawał Audioriver i jak wygląda ta impreza.
W centrum rozrywki: Ulica Grodzka
Z Tumskiej skręca się w prawo na ulicę Grodzką, będącą dla Płocka niczym Piotrkowska dla Łodzi, czy Nowy Świat dla Warszawy. Mieściło się tu dawniej wiele pubów. Jeszcze wcześniej – nim zaczęłam chodzić do lokali – pamiętam też, że tu właśnie był pierwszy sklep Adidasa. Namówienie rodziców na oryginalne buty wymagało kunsztu dyplomacji, ale uzyskana zgoda i wkroczenie dumnie do sklepu na Grodzkiej każdego z dzieciaków, jak i mnie wówczas, uwzniaślało. Alternatywą były „trampki z Manhattanu”. Tak mieliśmy Manhattan. Nieopodal hotelu Petropol znajdował się plac, gdzie stały stragany, w których sprzedawano wszystko – od spożywki po odzież. Teraz Manhattanu już prawie nie ma, a Grodzka jest dalej, ale bez firmowego sklepu Adidasa, bez pierwszego salonu Epmik, trochę ogołocona.
Ulica Grodzka w Płocku Widok na ulicę Grodzką z Placu Gabriela Narutowicza
Niezmiennie przez lata tkwił na Grodzkiej „Pub Grodzki”. Bywał tam, ba nawet mieszkał nad nim – zgodnie z miejską legendą – Tata Kazika. Na ów czas ponoć główny urbanista miejski. Lokal mieści się w dawnej barokowej kamienicy, a właściwie mieścił się. Z przykrością przyjęłam wiadomość o jego zamknięciu. Nie żebym szczególnie często tam bywała. Pewnie ilość wieczorów tam spędzonych zliczyłabym na palcach jednej dłoni. Nie mniej był to dla mnie jakiś symbol miasta. Jego zamknięcie w moim odczuciu zamknęło pewien okres historii ulicy Grodzkiej, a może w historii wielu osób z mojego rocznika.
Na głównym placu: Stary Rynek
Ulica Grodzka wpada na najważniejszy plac miejski. Stary Rynek w Płocku ma kształt niemal niezmieniony od XIV wieku. W tym okresie, zgodnie ze średniowiecznymi założeniami urbanistycznymi, pełnił rolę placu targowego, stąd też wzięła się jego nazwa. W związku z pełnioną rolą musiała być to przestrzeń pusta, pozbawiona we wnętrzu zabudowań, przez co ratusz usytuowany był na jednym z krótszych boków prostokątnej zabudowy okalającej plac. Tak wygląda również dziś. Co prawda nie odbywają się już tu targi, ale w Dni Historii Płocka, czy przy innych okazjach rozstawiają się tu stragany, więc niekiedy historyczna rola tego miejsca daje o sobie znać.
Ratusz miejski w Płocku
Nie zmieniło się także usytuowanie ratusza. Tkwi w tym samym miejscu, w którym został ulokowany pierwotnie ratusz gotycki. Wyjątkowo podoba mi się prosta, klasycystyczna forma, cudownie symetryczna obecnego budynku ratusza. Wieńczy ją ośmioboczna wieża, która stylowo nie łączy się z fasadą. Stanowi element dobudowany w późniejszym okresie, podczas gdy całość budowali powstała na przestrzeni lat 1824-1827. Wisienką na torcie jest natomiast to, co kryje ta wieża.
W samo południe, każdego dnia można podziwiać inscenizację jaka rozgrywa się na wysokościach. Nad miastem przy dźwiękach wygrywanego na trąbce hejnału codziennie odbywa się pasowanie Bolesława III Krzywoustego na rycerza. Figury naturalnej wielkości wysuwają się po otwarciu wrot na wieży ratuszowej i w mechanicznych ruchach oddają jeden z najważniejszych momentów w historii nie tylko regionu, ale i całej Polski. Bo Płock, tak Płock, był stolicą książąt mazowieckich, ba nawet samej Polski! Na czas, gdy umiłował go sobie jako siedzibę Władysław Herman, ojciec wspomnianego Bolesława.
Fontanna Afrodyta przed ratuszem w Płocku
Tak malowniczy rynek, o pięknej historii, unikatowym planie urbanistycznym, położony na pięknym wzniesieniu marnieje w oczach. O prawdziwy ból przyprawiają mnie ruiny kamienic, straszące przyjezdnych i turystów obdrapanymi tynkami. Obok elegancko odmalowanych i odrestaurowanych budowli tkwią straszydła, z każdym dniem przemieniające się w zabytkowy gruz. Plac, który mógłby być prawdziwą perełką niszczeje i nie wiem czy tylko mi, czy jeszcze komuś to przeszkadza. Stan ten utrzymuje się od pewnego czasu. Jeśli zdarzy Wam się być w Płocku miejcie litość dla Starego Rynku i nie przekreślajcie jeszcze tego miasta patrząc przez pryzmat tej degeneracji dawnego wdzięku i czaru. Najlepiej przemknijcie prościutko w kierunku fary, broń Boże nie patrzcie za siebie!
W centrum religii: Wzgórze Tumskie
Płocka fara, czyli kolegiata św. Bartłomieja, to najstarszy kościół parafialny w mieście, ufundowany został jeszcze za czasów panowania Kazimierza Wielkiego. Jak na kościół parafialny przystało znajdowały się w nim ołtarze dla różnych cechów rzemieślniczych miasta, a jego „miejski” charakter zdradzała lokalizacja.
Zgodnie z tradycją kościoły parafialne były budowane na rogach głównych placów miejskich. Początkowo była to budowla gotycka, jednak po przybyciu do miasta Wenecjanina Jana Baptysty zyskał naówczas nowoczesną formę. Stał się zgodnie z modą renesansowy. Taki pozostał do dziś. Mimo upływu lat widać ten barokowy czar. Pastelowe ściany stanowią bajeczne tło do ekspozycji kunsztownych obrazów oraz bogatego ołtarza, a miejscami mienią się czy to w słońcu, czy to od blasku świec złote detale. Zewnętrza bryła, w ostatnim czasie odremontowana, nie zdradza bogactwa wnętrza, ale nie można przejść obok niej obojętnie.
Kościół farny w Płocku
Sensację w mieście wzbudziło odsłonięcie kilka lat temu elewacji. Pod warstwą tynku, na ścianie od strony Wisły, znajdowały się drzwi, które jak donosi odpis wizytacyjny z 1609 roku były wejściem głównym do świątyni, to przez nie wkraczał ponoć Kazimierz Wielki. Z prawdziwym zainteresowaniem śledziłam rozwój wypadków w tym czasie i szereg hipotez wysuwanych przez zainteresowane odkryciem kręgi świeckie i duchowne. Jedną z nich było twierdzenie o osunięciu się fragmentu kościoła z wieżami do Wisły, według innych przypuszczeń to osunęła się tylko kruchta wprowadzająca do kościoła, zaś część z wieżą po prostu rozebrano. Jaka była prawda, nie sposób rozstrzygnąć. Dokumenty milczą, a świadectwa materialne, no cóż wykopaliskom i badaniom archeologicznym dano zbyt mało czasu na dokładne rozeznanie. I pozostają domysły.
Wnętrze kościoła farnego w Płocku Wnętrze kościoła farnego w Płocku
Niedawno obok fary stworzyli placyk, a na placyku postawili pomnik, a na pomniku uwiecznili postać Bolesława Krzywoustego ze swoimi wojami. Pamiętam jeszcze spory dotyczące tego pomnika. Czy przedstawiać ma Bolesława czy Władysława, ojca Bolesława. Władysław był przecież władcą, rządził on krajem właśnie z Płocka. Z drugiej strony bardziej znany jest jego syn. Bolesław, trzeci tego imienia w rodzie Piastów, był przecież obrońcą Polski, obrońcą chrześcijaństwa na tym terenie, za jego czasów Polska umacniała się. Postawiono na syna, Władysław Herman do dziś widać pokutuje za swoją decyzję o wznowieniu uległości wobec Świętego Cesarstwa i niechętnie uwieczniany jest na pomnikach.
Na Wzgórzu Tumskim mieści się też katedra. A właściwie powinnam napisać KATEDRA. Według mnie to najbardziej imponująca budowla w mieście, a jej historia tylko to potwierdza. Pochowani w niej zostali liczni, zamożni mieszczanie, a także przedstawiciele szlachty, arystokracji i wysocy dostojnicy duchowni oraz książęta mazowieccy, ale przede wszystkim władcy Polscy. W Kaplicy Królewskiej spoczywają Władysław Herman oraz Bolesław Krzywousty. Uwagę przykuwa czarny sarkofag z Piastowskim Orłem i inskrypcją „Władcy i dziedzice”, to napawa mnie dumą jako Płocczankę.
Imponujący front Katedry Płockiej
Bazylika Katedralna w Płocku należy do pięciu najstarszych w Polsce bazylik! Dzisiejsza budowla stoi w tym samym miejscu, w którym w 1075 roku wzniesiono drewnianą świątynię, gdzie według przekazu Kroniki Galla Anonima został pasowany na rycerza Bolesław Krzywousty w 1099 roku w uroczystość Wniebowzięcia Panny Marii, patronki bazyliki katedralnej. Drewniana konstrukcja została jednak spalona w wyniku najazdu Pomorzan na ten gród w latach 20-tych XII wieku. Na tym miejscu została wybudowana romańska świątynia, a inicjatorem tego przedsięwzięcia był biskup Aleksander z Malonne, postać wyjątkowo zasłużona w dawnych czasach dla Płocka.
Widok na Katedrę Płocką
Ufundował nie tylko największą w tym czasie świątynię na ziemiach polskich, ale też umieścił w niej nadzwyczajne drzwi, zwane Drzwiami Płockimi. Poszczególne kwatery odlane z brązu zawierają przedstawienia scen ze Starego i Nowego Testamentu, a także postacie fundatorów. Niestety wejście główne do płockiej katedry zdobi kopia tego arcydzieła odlewnictwa. Niedługo Płocczanie mogli cieszyć się ich widokiem. Według jednych źródeł było to zaledwie kilkadziesiąt lat, według innych dwa i pół wieku. Potem w niewiadomych okolicznościach trafiły do soboru św. Sofii w Nowogrodzie Wielkim na Rusi, gdzie znajdują się do dziś. Bazylikę Płocką zdobi ich wierna kopia, XX-wieczna.
Kopia Drzwi Płockich w katedrze
Dzisiejszy wygląd świątynia zawdzięcza licznym zmianom, które w ciągu wieków przekształcały jej bryłę. Romański charakter straciła po zniszczeniach, jakie dokonał pożar oraz najazdy Pomorzan i Litwinów. To właśnie na przełomie XIII i XIV wieku dobudowano dwie gotyckie wieże, które obniżono, ponieważ groziły zawaleniem. W końcu XV wieku znajdujące się w nich dzwony przeniesiono do pobliskiej baszty zamkowej, która zaczęła pełnić rolę dzwonnicy. Kolejną zmianą było wprowadzenie ośmiobocznej kopuły, która nadała całości nieco renesansowego charakteru. Było to zasługą cenionego w Europie architekta weneckiego – Jana Baptysty. O dzisiejszym wyglądzie budynku zadecydował jednak gruntowny remont przeprowadzony przez Stefana Szyllera w latach 1903-1915. Do dziś zachowują się wprowadzone wówczas duże kamienne płyty u podstawy i czerwone cegły powyżej.
W krainie zwierząt: Miejski Ogród Zoologiczny
W dzieciństwie bywały takie wakacje, że prawie codziennie byłam w Płockim ZOO. Mam do tego miejsca ogromny sentyment i zawsze śledzę aktualne wydarzenia związane z tym miejscem. Odwiedziałam wiele ogrodów zoologicznych na całym świecie – być może to właśnie z powodów wyjątkowej więzi z płockim ZOO. Zawsze mnie do nich ciągnie – trochę z sentymentu, trochę z ciekawości. Zapewne jest to też zasługą samego charakteru płockiego ZOO, bo wydaje mi się, że jak na miasto z liczbą mieszkańców oscylującą około 120 tys., to ogród zoologiczny jest naprawdę wyjątkowy.
Lwica z płockim ZOO
Jego historia sięga 1921 roku, jednak faktyczne plany związane z budową regionalnego ogrodu zoologicznego na płockiej skarpie pojawiły się w 1950 roku. W 1951 roku pojawiło się pierwsze ZOO z lokalnymi zwierzętami jak jelenie, niedźwiedzie czy lisy. W 1956 roku poszerzono „zwierzyniec” o gatunki egzotyczne, jak małpy czy lamy. Ogromnym wydarzeniem musiało być też przybycie pierwszego słonia. Właściwie była to słonica – Petra (w Płocku funkcjonował już wówczas zakład „Petrochemia”, dzisiejszy Orlen), która pojawiła się w 1964 roku. Jeszcze pamiętam jej wybieg i ją samą, niestety także pamiętam, gdy zdechła, a wieść o tym odbiła się echem w całym mieście.
Z roku na rok przybywało nowych gatunków zwierząt i poszerzał się teren ogrodu zoologicznego. Obecnie ciągle jeszcze trwają na jego terenie prace remontowe i modernizacyjne. Moim ulubionym miejscem w płockim ZOO jest obecnie akwarium. Zostało unowocześnione, a nawet wzbogaciło się o trzy młode okazy rekinów.
Akwarium w Płockim Ogrodzie Zoologicznym Akwarium w Płockim Ogrodzie Zoologicznym
Na drodze między miastami: Żelazny most na Wiśle
Lubię przyjeżdżać do Płocka tym właśnie mostem, noszącym imię Legionów Piłsudskiego. Żelazna konstrukcja wsparta na ośmiu betonowych filarach spina starą i nową część miasta z dzielnicą Radziwie, która według miejskich legend zamieszkana była dawniej przez jeńców tatarskich, gdyż z uwagi na częste zalania tego obszaru, nikt nie chciał tam mieszkać. Warto obejrzeć także sam most, w szczególności nocą, gdy jest podświetlony barwami miasta.
Most Legionów Piłsudskiego w Płocku Widok mostu ze Wzgórza Tumskiego
Z mostu doskonale widać dumne Wzgórze Tumskie i górującą nad nim katedrę. Widać amfiteatr, molo, piaszczystą plażę i potężną rzekę. Widać miasto dumne i imponujące. Czy pozostało takie do dziś? Na pewno nie ma już w sobie tego splendoru jak za czasów Władysława Hermana, czy Bolesława Krzywoustego. Straciło z pewnością impet z jakim rozwijało się w czas budowy kombinatu petrochemicznego. Nadal ma sobie wiele piękna, które warto odkrywać. Dzięki temu, że mieszkałam tu przez dziewiętnaście lat nim wyjechałam na studia poznałam je bardzo dobrze. Mam swoje ulubione miejsca, którymi się w przyszłości na pewno z Wami podzielę. Jednak najpierw chciałam zacząć od trzonu tego miasta. Tego co pozostało z jego wielkiej historii.
Jedno z moich ulubionych miejsc w Płocku. Lubię spoglądać ze Wzgórza Tumskiego na Wisłę.
Mimo wszystkich słabości Płocka, zostanie on moim rodzinnym miastem. Zawsze będę spoglądała w jego stronę z sentymentem i broniła. Może nie zaciekle. Widzę jego wady, tak jak dostrzegam zalety i wady miast, w których przyszło mi mieszkać kilka lat, a także tych miejsc, które udało mi się zwiedzić w swoim życiu. Jednak to miejsca, w których spędzamy więcej niż dwa tygodnie w roku podczas wakacyjnego urlopu zdradzają przed nami swoje blaski i cienie. Jednak to miasta rodzinne zawsze budzą największe emocje, to z nich jesteśmy najbardziej dumni i równie mocno rozczarowani.