Pałac myśliwski w Julinie – skarb, który niszczeje na naszych oczach

Pałac myśliwski w Julinie – skarb, który niszczeje na naszych oczach

Chciałbym Was zabrać dzisiaj w niezwykłe miejsce, będące niegdyś prawdziwą ozdobą Podkarpacia. Niestety burzliwe dzieje obiektu i niesprzyjający mu bieg historii sprawiły, że myśliwski pałac w Julinie, wspaniałe dzieło Potockich popadło w zapomnienie i częściową ruinę.

Październik w tym roku sprzyjał turystom przyjazną aurą. Niestety, gdy wybierałem się na ten wyjazd zaczęło padać. Mżawka uprzykrzała podróż samochodem i czarno widziałem jakiekolwiek zwiedzanie. Nie poddałem się jednak i w Łańcucie zjechałem w kierunku Żołyni, a potem skręciłem w stronę Wydrza. Deszcz siąpił, a droga w Brzózie Stadnickiej była wyjątkowo nierówna i dziurawa. Jednak widok przepięknych, jesiennych barw lasu zrekompensował mi niewygody.

Chwilę później dojechałem na miejsce. Wydrze mało kto kojarzy, ale nazwa Julin mówi już znacznie więcej. Pałac myśliwski w Julinie, czeka w zapomnieniu pośród leżajskich lasów na nowe, lepsze jutro. Byłem tu ostatnio 5 lat temu i od tego czasu niestety nic się nie zmieniło. Wokół nadal panuje cisza, która aż dzwoni w uszach, przerywana tylko szumem starych drzew. Pośrodku lasu znajduje się park, a w jego sercu drewniany pałac – prawdziwa rzadkość, tyrolska architektura w środku Podkarpacia, jeden z trzech tego typu obiektów zachowanych w Polsce.

Bryła i konstrukcja budynku wtapia się w otaczający go park i las. Cały kompleks jest spuścizną po Potockich, dawnych ordynatach łańcuckich. Miejsce to ma długą historię. Nazwę swoją zawdzięcza Julii, córce pierwszego ordynata łańcuckiego hrabiego Alfreda Potockiego, który założył tu folwark i nadał mu imię swojej latorośli.

Pałac Potockich w Julinie, czeka na lepsze czasy

Budowę pałacu ukończono w 1880 roku. Był wyrazem ambicji Hrabiego w kwestiach politycznych i społecznych. Potockich odwiedzał cesarz Austro–Węgier Franciszek Józef. Organizowano efektowne polowania, na których elegancko odziana arystokracja wraz ze sforą psów goniła zwierzynę.
Hrabia Potocki i zaproszeni przez niego goście odwiedzali Julin głównie w sierpniu. Zwykle z rana ruszali na polowanie, a wieczorem urządzali wystawne bale. To beztroskie życie łańcuckich panów przerwała pierwsza wojna światowa. Odbudowany pałac nie cieszył jednak długo swych właścicieli. Po II wojnie światowej nastąpiła w Polsce zmiana struktury własności, wzorowanej odtąd na prawie krajów Związku Radzieckiego. Potoccy stracili swoje dobra, w tym Julin, który trafił w ręce leśników.

Wracając jednak do teraźniejszości, nie wiem sam, co jest w tym miejscu, że tak je lubię. Wiosną, latem, zimą a nawet deszczową jesienią chętnie tu wracam. Dostojny las, drewniany pałac zwieńczony finezyjnymi dwuspadowymi dachami, daszkami, jaskółkami i  wieżyczką. Misternie rzeźbione, drewniane detale okalające okna, drzwi, balkony i fasady. Wszystko to cieszy oko.

We wnętrzu budynku dziś niestety panuje jedynie cisza. Po dawnej świetności zostały puste sale z sufitami pokrytymi ozdobną boazerią. Pozostałością po latach chwały jest hol z dwuramiennymi schodami. Zaraz po wejściu do niego, wzrok przykuwa wielka, wykonana w drewnie pilawa, półtrzecia krzyż w klejnocie z pięciu strusich piór, czyli herb Potockich. Świetność Julina przypominają także bogato dekorowane kaflowe piece.
Odwiedziłem bibliotekę, a raczej pomieszczenie, które nią kiedyś było. Po pałacowej czytelni, zostały tylko wielkie, sięgające sufitu, przeszklone regały. Nad każdym z nich widniał napis mówiący co kiedyś zawierały półki: botanika, zoologia, czasopisma polskie, czasopisma zagraniczne.

Po wyjściu na zewnątrz spacerowałem po parku. Tuż za pałacem niszczeją pozostałości po wczasowych domkach i wypoczynkowych atrakcjach. Bowiem w czasach panowania w Polsce ustroju socjalistycznego zabudowania pałacowe i przyległe obszary przerobiono na letnisko. Wypoczywali tu hutnicy, górnicy i partyjni notable. Po tamtym okresie została zardzewiała polowa umywalka, rozsypujący się odkryty basen i boiska do gier sportowych.
Opuszczony, drewniany pałac w Julinie niszczeje z roku na rok. Jego potencjalny remont może kosztować nawet 50 mln zł

Wszystko to obecnie niszczeje, bo letnisk tu nikt nie organizuje od wielu lat. Na szczęście opiekę nad pałacem przejęło muzeum Zamku w Łańcucie. Wymagający remontu kompleks to nie tylko piękna lokalizacja pośród lasu, ale także historia i bogate dziedzictwo. To zaledwie jedna z trzech drewnianych konstrukcji tego typu na terenie naszego kraju. Co nadaje obiektowi dodatkowo odpowiednią klasę zabytkową. Śmiało trzeba powiedzieć, że to jedna z pereł w koronie Podkarpacia. Bardzo ważna także dlatego, że związana historycznie z odległym o zaledwie 20 kilometrów łańcuckim zamkiem, również pozostałym po Potockich.

Wiedziony dziennikarską dociekliwością postanowiłem porozmawiać o przyszłości pałacu myśliwskiego z obecnym opiekunem tego miejsca, Witem Wojtowiczem, dyrektorem Muzeum Zamku w Łańcucie.

– Na początku 2012 roku opracowana została koncepcja projektu pod nazwą ”Akademia Julińska,” zlokalizowanego na terenie zabytkowego zespołu pałacowo-parkowego w Julinie – wyjaśnia dyrektor Wojtowicz.

Jak się dowiedziałem od dyrektora celem tego projektu ma być – oprócz zabezpieczenia przed degradacją tego wyjątkowego zabytku – utworzenie kompleksu przeznaczonego do prowadzenia zajęć edukacyjnych i warsztatów plastycznych, muzycznych, filmowych, fotograficznych i innych. Działania te adresowane były by przede wszystkim do dzieci i młodzieży, a także do osób dorosłych. Dla nich dedykowane będą tzw. “wczasy z kulturą i sztuką” poświęcone historii kina, teatru, opery oraz cykle wykładów monograficznych m.in. o historii mebli, szabli, szkła, porcelany itp.

Problem tkwi oczywiście w pieniądzach, bo takie przedsięwzięcie pochłonęłoby łącznie około 50 mln zł. Na to nie stać łańcuckiego zamku. Dlatego dyrektor stara się o pozyskanie dofinansowania. W tej chwili prace nad projektem nieco zwolniły.

– Nadal liczę na to, że koncepcja Akademii Julińskiej zostanie zrealizowana – mówi dyrektor Wit Witowicz. – Byłoby to najwłaściwsze przede wszystkim z uwagi na względy społeczne. Zapewne wprowadzone zostaną pewne modyfikacje i poszerzenia o działania wcześniej nie ujęte, a bardzo interesujące. Są one aktualnie w trakcie dopracowywania.
Kierownictwo łańcuckiego Zamku przygotowało materiały i zebrało szereg ekspertyz wydając na Akademię Julińką już ponad 600 000,00 zł. Kwota ta pozwoliła jednak dopiero na przygotowanie projektu. Aby ruszyć z jego realizacją potrzebne jest zabezpieczenie środków w wysokości aż 50 mln zł, co powoduje znaczne spowolnienie prac w Julinie w ostatnim okresie.

– W obecnych czasach narastającego braku publicznych środków finansowych musimy postępować niezwykle rozważnie i do realizacji kierować prace zgodne z rzeczywistymi priorytetami – komentuje sprawę dyrektor. – Są to dla odpowiedzialnych decydentów, podejmujących takie działania ratunkowe, nieraz bardzo trudne decyzje. To dokonywanie wyborów spośród czasem nawet kilku “bardzo pilnych potrzeb”. Środki przeznacza się wówczas na to, co choć trochę jest ważniejsze. Należy brać pod uwagę miejsce zajmowane pośród innych przez dany obiekt zabytkowy, jego historyczną wartość i faktyczny stan zagrożenia destrukcją.

Taką selekcją, z jaką musiała zmierzyć się dyrekcja łańcuckiego zamku, był wybór między kontynuowaniem prac przy projekcie “Akademii Julińskiej” lub kosztowny i skomplikowany remontem dachu zamkowych zabudowań w Łańcucie. W pierwszej kolejności zajęto się dachem nad Wielką Jadalnia i Biblioteką, który przeciekał. Aby chronić bezcenne zabytki konieczny był remont. Równocześnie trwa pozyskiwanie środków na remont elewacji oraz pozostałego zadaszenia.

Mam tylko nadzieję, że pieniądze się znajdą się i na remont zamku, i na wskrzeszenie Julina. Bo rzecz w tym, aby pałac nie tylko przetrwał i odzyskał blask, ale przede wszystkim na nowo ożył. Miejsca tak piękne jak Julin, nie powinny stać martwe i puste. Mam nadzieję, że za jakiś czas będziemy mogli cieszyć się przywróconym blaskiem tego wspaniałego miejsca.

Być może w najbliższej przyszłości uda się wreszcie uruchomić „Akademię Julińską”, a drewniany pałac znów będzie miejscem pełnym gwaru i wesołych zabaw.